O play-off , pucharze i czarowniku
Rozgrywki ekstraklasy i rywalizacja o Puchar Polski wchodzą w decydującą fazę. W lidze po raz pierwszy w historii mamy play – off, w pucharze drugi rok z rzędu – Final Four. Oba te rozwiązania – jak mawiali mądrzy indiańscy czarownicy w książkach o Dzikim Zachodzie – są dobre, ale… nie bardzo.
Chyba nawet kibice nieprzepadający za naszym zespołem muszą przyznać, że do gry o medale zabrakło nam niewiele. Trzech decyzji sędziowskich w sprawie kartek lub kilku minut w czwartym meczu z Rekordem w Chorzowie. Liderująca przez cały czas Wisła też swoje spotkania z Pogonią wygrywała o po dogrywce czy karnych.
Przypomnijmy, że po rundzie jesiennej zajmowaliśmy – ku uciesze gawiedzi i kilku znawców tematu – przedostatnie, czyli spadkowe, miejsce w tabeli. Czyli na play – off skorzystaliśmy. Nie zmienia to faktu, iż ta formuła jest niesprawiedliwa. Może bowiem wywołać pokusę, by zaoszczędzić, „odpuścić” jesień, zatrudnić najpóźniej jak się da przykładowo czwórkę obcokrajowców i poważnie grać dopiero pod koniec sezonu.
Najśmieszniej byłoby w sytuacji, gdyby taką opcję zastosowało powiedzmy 6 – 8 klubów. Bo czy warto się „szarpać” od początku?
Wreszcie Puchar Polski. CLEAREX wywalczył awans do Final Four. Ba, nawet będziemy ten turniej organizować. I tu indiański czarownik znów pasuje jak ulał. Przy tego rodzaju zawodach może się zdarzyć, że dwie przyjezdne drużyny po jednym rozegranym półfinale muszą się pakować i wracać siebie. Może być i tak, że w finale (tfu, tfu,tfu) nie wystąpi gospodarz. Gdzie tu promocja, gdzie profesjonalizm?.
Doprowadzenie pucharowej rywalizacji do finałowego dwumeczu gwarantowałoby duże zainteresowanie tymi meczami i możliwość zorganizowania futsalowego święta w dwóch halach.
Wydaje się to wszystko jasne. Najwyraźniej dla niektorych… nie bardzo.