Powrót

Krzysztof Salisz: Na hymnie miałem ciarki

Co mówił rozgrywający Ruchu po porażce z Piastem Gliwice w historycznym, pierwszym występie Niebieskich w hali MORiS w ramach Fogo Futsal Ekstraklasy?

– Jako że to moja pierwsza wypowiedź po powrocie do Chorzowa, warto zacząć od podziękowań i docenienia Clearexu, postaci Zdzisława Wolnego – wizjonera, osoby, która zaraziła futsalem całe środowisko – powiedział Krzysztof Salisz, rozgrywający Ruchu Chorzów Futsal, na gorąco po porażce 1:7 z Piastem Gliwice.

Mecz z czołową drużyną Fogo Futsal Ekstraklasy był debiutem naszej drużyny w domowym meczu pod szyldem Ruchu. Hala MORiS wyprzedała się do ostatniego miejsca.
– Osobiście w takim widowisku jeszcze nie uczestniczyłem – przyznał Salisz. – Kibice byli na najwyższym poziomie. Myślę, że żaden futsalowy zespół w Polsce nie ma takich, jak my. Szkoda, że znajdujemy się w takim momencie budowy drużyny i nie stanęliśmy na wysokości zadania. Jest nam bardzo przykro, ale to dopiero początek naszej drogi. Wierzę, że kiedyś będziemy na takim poziomie, by rywalizować z przeciwnikami o takiej klasie, jak dziś Piast.

Nie ma co ukrywać, że dla wielu zawodników Ruchu oprawa dzisiejszego meczu, głośny doping, dwukrotnie odśpiewany hymn, była nowością.
– Jestem z Chorzowa, kibicuję Ruchowi. Na hymnie miałem ciarki, łezka się w oku zakręciła. Zdarzało się nieraz, że sam śpiewałem ten hymn na meczu jako kibic. 80 procent naszej drużyny to kibice Ruchu. Nawet teraz, mówiąc o tym, mam ciarki. Mieliśmy okazję przeżyć to z boiska. Nigdy tego momentu nie zapomnę. Miejcie pewność, że będziemy rozwijać tę sekcję i z mecz na mecz będzie to wyglądać lepiej. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by godnie reprezentować Ruch – podkreślił rozgrywający Niebieskich.

Nasz zespół zaczął rundę rewanżową Fogo Futsal Ekstraklasy od porażek 4:6 z AZS UW Wilanów i 1:7 z Piastem, nie poprawiając trudnego położenia w tabeli. Czy mimo braku punktów można szukać pozytywów?
– Przyglądając się zespołowi w pierwszej rundzie, zdarzały się momenty załamania, opuszczania rąk. Teraz na pewno tego nie będzie. Chyba każdy, kto był, ten widział, że walczyliśmy, gryźliśmy parkiet do końca. Niekiedy motoryka nie pozwalała nam na więcej, ale cechy wolicjonalne podczas tych dwóch meczów były na najwyższym możliwym poziomie i takie będą nadal. W Warszawie nawiązaliśmy większą walkę, umieliśmy spychać przeciwnika do defensywy. Budujemy coś powoli, ale ja jestem optymistą, mimo dzisiejszego wyniku – zakończył Krzysztof Salisz.

Przed Ruchem teraz pucharowy mecz w Laskowicach, ligowy wyjazd do Leszna, a następnie – za 2 tygodnie – kolejna konfrontacja w hali MORiS, w której podejmiemy FC Toruń.

foto: Tomasz Stefanik