Powrót

CLEAREX Chorzów – marka dla kibiców o stalowych nerwach

Nasi piłkarze przyzwyczaili już wszystkich, ze mecze z ich udziałem są zwykle dreszczowcami, czasem ocierają się o prawdziwą grozę. Nie da się podczas spotkań CLEAREX-u pójść spokojni po … np. herbatę. Sobotni pojedynek z MOKS-em potwierdził tę tezę, choć – trzeba przyznać – rozkręcał się długo. Ale końcówka wynagrodziła wszystko. Szkoda,  że nie było happy endu, bo powinniśmy to spotkanie wygrać spokojnie i przekonująco.A skończyło się podziałem punktów 3:3 (1:0)

Nasz zespół był zdecydowanie aktywniejszy w pierwszej połowie. Mieliśmy więcej groźnych sytuacji, strzałów. Rywale z trudem radzili sobie z pressingiem CLEAREX- u. Ale w 5 minucie mogło być 0:1, bowiem po jednej z nielicznych akcji MOKS-u Rafała Krzyśkę wyręczył słupek.

Kilka kombinacyjnych akcji CLEAREX-u nie zostało  zakończonych celnymi strzałami. A uderzenia  Macieja Mizgajskiego, Roberta Świtonia i Mikołaja Zastawnika  zdołał obronić bramkarz przeciwnika.

W 19 minucie Maciej Mizgajski najpierw z rzutu wolnego huknął w słupek, a po chwili  strzelił po ziemi już dokładniej i golkiper przyjezdnych wyjmował piłkę z siatki.  Do przerwy prowadziliśmy więc 1:0.

Goście po zmianie stron grali bardzo wysuniętym bramkarzem, otwarcie, co stwarzało okazje do kontr. Krótko po wznowieniu technicznym lobem próbował pokonać Norberta Jendruczka Zastawnik. Piłka odbiła się od słupka, wydawało się, że wpadła za linię, ale sędziowie gola nie uznali .W 24 minucie kapitalnym uderzeniem pod poprzeczkę popisał się Sebastian Leszczak i tym razem już żadnych wątpliwości nie było. A zaraz potem w jednej naszej akcji rywali dwukrotnie wspomógł  słupek. Mało?  W 28 minucie Mizgajski sprawdził jeszcze mocowanie poprzeczki.

Goście też atakowali. Rafał Krzyśka został poddany ostrzałowi, raz również piłka odbiła się od naszej poprzeczki, wreszcie w 32 minucie nasz bramkarz skapitulował. Obronił pierwszy strzał, przy dobitce nie miał szans.

Odpowiedział na to Zastawnik, kończąc sprytnym uderzeniem solowy rajd lewą stroną. Wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą. Nic bardziej mylnego. Mecz dopiero się rozkręcał.

Najpierw Krzysztof Salisz nie trafił w idealnej sytuacji, potem bramkarz MOKS-u zapuścił się na naszą połowę, strzelił i … rykoszet zmylił Krzyśkę

Przy stanie 3:2 rywale wprowadzili lotnego golkipera i doprowadzili do wyrównania. Piłkę meczową miał jeszcze kilkanaście sekund przed końcem spotkania Zastawnik. Po podaniu Salisza z autu trafił z dwóch metrów w poprzeczkę. I skończyło się remisem.

W piątek w kolejnym meczu ligowym zagramy na wyjeździe z bielskim  Rekordem.