Powrót

Wreszcie!!!!!

W 26. minucie przegrywaliśmy z „akademikami” 1:4 i jedną nogą byliśmy w 1. lidze. A potem…A potem nasi zdobyli pięć goli z rzędu i wygrali spotkanie 6:4. Takie mecze nie zdarzają się często.

Czekaliśmy na zwycięstwo od początku grudnia, a na komplet punktów we własnej hali – od połowy października. I wreszcie były powody do radości dla sporej grupy kibiców, którzy zasiedli w piątkowy wieczór w hali MORiS-u.

Dla nas był to mecz o przedłużenie szans na utrzymanie w ekstraklasie. Goście też nie mogą być jeszcze pewni ligowego bytu, ale ich sytuacja w tabeli była zdecydowanie lepsza. Wyprzedzali nas bowiem o pięć punktów, będąc na ostatnim „bezpiecznym” miejscu.

Zaczęło się świetnie. Clearex ostro ruszył do natarcia i w 4. minucie prowadziliśmy. Piłkę zagraną z rzutu rożnego przez Przemysława Dewuckiego wepchnął do siatki Sebastian Brocki.

Potem mieliśmy kilka bardzo dobrych – ale nieskończonych – okazji, na co katowiczanie odpowiedzieli trafieniem w poprzeczkę przez Tomasza Golly. Chwilę wcześniej powinna być chyba czerwona kartka dla golkipera rywali za obronę ręką poza polem karnym. Sędziowie zadecydowali inaczej.

Wyborne szanse do podwyższenia prowadzenia mieli m.in. Dominik Jankowski i Michał Dubiel. Tymczasem końcówka należała do gości. Najpierw Golly, później Matheus dali im korzystny wynik do przerwy.

Po zmianie stron znów zaatakował Clearex, Mariusz Seget trafił w boczną siatkę. Wydawało się, że łapiemy wiatr w żagle, kiedy AZS strzelił trzeciego gola. I znów gorąco było pod bramką przyjezdnych, a piłka …wpadła do naszej siatki. Przy stanie  1:4 niewielu chyba stawiało na zwycięstwo naszej drużyny.

Nadzieję dał pięknym trafieniem Seget. Kolejną akcję zwieńczył sprytnym zagraniem Maciej Mizgajski, zmniejszając straty. W 30 minucie, po krótkim rozegraniu Mizgajskiego z rzutu wolnego wyrównał Seget, a rozemocjonowanym kibicom kolejną porcję adrenaliny  dostarczył Sebastian Brocki. Mając obrońcę na plecach potrafił przyjąć piłkę, odwrócić się i  pokonać Yevhenija Kozlova.

Końcówka trzymała w napięciu. Roman Wahuła obił słupek naszej bramki, nieco uspokoił nastroje Łukasz Borkowski, pokonując na raty Kozlova.

Rywale wycofali bramkarza i stojący między naszymi słupkami Damian Purolczak przeżywał prawdziwe bombardowanie. Przetrwał. Wygraliśmy 6:4, za tydzień na wyjeździe zmierzy się z Constractem Lubawa.