Powrót

Paweł Pstrusiński: Nie zastanawiałem się nawet pół sekundy

– Nie wiem, ile zajmie mi odbudowa formy, ale wiem, że gdy tego dokonam, to dam jakość i pomogę zespołowi – mówi nowy bramkarz Ruchu, który tej zimy wrócił do Chorzowa po niemal 7 latach.

Był mistrzem kraju U-20. W czasach Clearexu uważano go za czołowego polskiego bramkarza, na rok wyjechał do Włoch, po powrocie do Chorzowa zdobył jeszcze Puchar Polski. W ostatnich sezonach próżno było go już szukać na ligowych parkietach. Tej zimy na wznowienie futsalowej przygody namówił go Ruch. W niedzielnym spotkaniu rezerw z TSMT Rybnik Futsal Club w ramach trzeciej ligi śląskiej oficjalny powrót na futsalowy szlak zanotował Paweł Pstrusiński. Nasza drużyna wygrała 14:2, a 33-letni bramkarz zagrał w pierwszej połowie.

– To był mój pierwszy mecz o stawkę od kilku lat. Cieszę się, że znów jestem w treningu i pod prądem, dlatego nie miałem żadnego problemu z tym, by schować dumę do kieszeni i zagrać w trzeciej lidze. Znam swoje lata, wiem, w którym miejscu jestem w swojej przygodzie z piłką. Zrobię wszystko, by nie zmarnować tej szansy. Skoro ją złapałem, to już jej nie puszczę – deklaruje Pstrusiński, który naturalnie został ściągnięty do Chorzowa z myślą o grze w pierwszym zespole.

Ale nim to nastąpi, musi minąć trochę czasu. – Waga szybko wróci do normy. Kupiłem orbitreka, buduję formę także poza treningami z zespołem, by pomóc Ruchowi utrzymać się w Ekstraklasie. Nie wiem, ile zajmie mi ta odbudowa. Wiem, że gdy tego dokonam, to dam jakość, pomogę. Chcę, by stało się to jak najszybciej, bym porywalizował o miejsce w bramce. Nie po to wróciłem, by cały czas siedzieć na ławce czy trybunach – podkreśla bramkarz Ruchu.

Odkąd w sezonie 2020/21 rozegrał kilka spotkań w pierwszoligowej Sośnicy Gliwice, nie występował w meczach o punkty. Dlatego przyznaje, że gdy tej zimy odebrał telefon z Chorzowa, był zaskoczony.
Spełniam się zawodowo, jestem dyrektorem ubojni, ale kręciłem się w futsalowym środowisku, brałem udział w różnych turniejach, zdarzyło się zagrać w chorzowskiej lidze. Oczywiście, że chciałem wrócić. Zadzwonił Michał Tkacz, mówił, że jest szansa coś tu zbudować. Skoro podano mi tu rękę, to bardzo sobie to szanuję. Nie zastanawiałem się nawet pół sekundy, pieniądze też nie były żadnym tematem. Dla mnie to szansa, a dla klubu – niewiele do stracenia, bo ma bramkarzy będących w treningu. Jestem przekonany, że znacząco nie będę odbiegał. Mimo że tyle czasu nie trenowałem, to nadal czuję grę. Po prostu brakuje mi ogrania, odbijania piłki między słupkami, dlatego nawet takie mecze, jak ten w trzeciej lidze, pomogą zbudować mi pewność siebie. Wiem, że w kadrze już nie zagram, nie mam ambicji z kosmosu, dlatego skupiam się na każdym kolejnym treningu i tym, by z tygodnia na tydzień stawać się lepszym – mówi Paweł Pstrusiński.

Do Chorzowa mieszkający obecnie w Jaworznie bramkarz wraca po niemal 7 latach – choć już nie Clearexu, a Ruchu.
Chorzów jest w moim sercu. Spędziłem tu łącznie prawie 10 lat, zacząłem nawet trochę godać. To moje miejsce, które mnie ukształtowało, wypromowało. Dzięki niemu wylądowałem we Włoszech, niejako się spełniłem, zaspokoiłem ciekawość. Może ten krok postawiłem wtedy zbyt wcześnie, może jeszcze mogłem pograć w Polsce, ale nie ma się co nad tym rozwodzić. Jeszcze nikt z polskich zawodników nie zagrał tylu meczów włoskim poziomie, znacznie wyższym od naszego. Występowałem w klubie Polisportiva Sammichele (sezon 2015/16 – dop. red.), w lidze A2, gdzie mnóstwo jest Hiszpanów, Portugalczyków, Brazylijczyków, przedstawicieli czołowych nacji świata futsalowego – wspomina nasz rozmówca.

Nie kryje, że pamiętając wielki Clearex, boli go widok Ruchu w strefie spadkowej Fogo Futsal Ekstraklasy.
To przykre, że z naszego parkietu rywale uczynili miejsce, w którym łatwo zdobywają punkty. Wierzę w nasz zespół, wierzę w utrzymanie i w kibiców Ruchu. Pełna hala na meczu z Piastem przywołała wspomnienia z tych największych wydarzeń sprzed lat. Nie gramy dla pustych trybun, tylko ludzi, dla których ten herb jest ważny, dlatego musimy działać tak, by Ruch miał swoje należne miejsce na futsalowej mapie – podkreśla Paweł Pstrusiński.